Skip to main content

Kobieca wyprawa wzdłuż polskiego brzegu Bałtyku - relacja

Autor: Piotr Burda
Kobieca wyprawa wzdłuż polskiego brzegu Bałtyku
Kobieca wyprawa wzdłuż polskiego brzegu Bałtyku

Pięć kobiet, jedna wyprawa, pięć relacji, jedna wspólna odpowiedź: Tak chcę powtórzyć w przyszłym roku „babską wyprawę”.

Spontaniczny pomysł przerodził się w udaną espadę wzdłuż wybrzeża Bałtyku. Panie podróżowały głównie śladem trasy R10 zjeżdżając z niej głównie by odwiedzić mijane latarnie morskie. Osiem dni, w tym jeden dzień wolny, 6 noclegów i w sumie 600 przejechanych kilometrów.

Spotykamy się wirtualnie kilka dni po zakończeniu wyprawy.

Piotr: Skąd pomysł na wyprawę?

Faustyna:

Pomysł zrodził się spontanicznie, na luźnym spotkaniu koleżanek, w parku. Iza z Sylwią wrzuciły temat rowerem wzdłuż wybrzeża, oświeciły nam się oczy, bez zastanowienia ja z Beatą i Anią.. My też jedziemy, też chcemy przeżyć przygodę, o której już niejednokrotnie mówiłyśmy, ale tylko mówiłyśmy i tu nagle propozycja, zachęta… możemy to zrobić razem. Po tygodniu drugie spotkanie, komputer na kolana i rezerwacja miejsc na bookingu. Poszło szybko, nie zależało nam na komforcie, byle tylko było 5 miejsc, żeby wszystkie były razem. Tu już było widać zgranie grupy, żadna z nas nie wymyślała… poszło, nie ma odwrotu  jedziemy! Jeszcze tylko załatwić urlop w pracy.

Sylwia dodaje:

Długo podróżowałam sama z sobą, potrzebowałam tego. W tym roku koleżanka zapytała się, czy byśmy razem nie zrobiły GSB ja chętna do tego byłam niestety 3 tygodnie w ciągu nie wchodziły w grę. Powiedziałam jej ze chętnie 3 tygodnie, ale podzielone w czasie, czyli tydzień czerwiec, lipiec, sierpień i aktywności różne I tak tez się stało ;) tydzień Bieszczady/ Beskid Niski. Drugi Tydzień miał być rowerowo/wodny tzn. Drawsko z wyjazdem nad morze i tydzień coś tam wymyślimy…. Obie jesteśmy aktywne, lubimy jeździć na rowerach i…. pojechałyśmy tzw. w „koło komina” szybka szosa :) po drodze okazało się, że koleżanki rowerzystki - regenerują się w pobliskim lesie wiec wjechałyśmy na regenerację… opowiadamy o naszych przygodach z gór, plany na następny wyjazd i chęci dojechania na rowerach nad morze i koleżanka mówi, że morze to jej niespełnione marzenie, a że marzenia są od tego, żeby je spełniać to powiedziałam że możemy przejechać wzdłuż wybrzeża i poszło … lawinowo. Ekipa utworzyła się w ciągu 5 minut z poinformowaniem małżonków o naszym „Babskim kręceniu”…

Iza:

Tegorocznych wakacji w ogóle nie planowałam. Wewnątrz siebie czułam, że mam potrzebę przejść jakąś drogę, bez atrakcji jakie konsumpcyjne życie oferuje nam na co dzień, standardów, zapewnienia „wakacji życia” w pięknych odległych miejscach, gonitwy za tym, żeby było fajniej, lepiej i jeszcze lepiej. I tak zrodził się pomysł z Sylwią na pieszą wycieczkę z plecakami w Bieszczadach i Beskidzie Niskim. Byłyśmy my i Bieszczady, lepiej być nie mogło. Wyjazd rowerowy został ‘klepnięty’. Byłyśmy zdecydowane, że jedziemy, obojętnie skąd i kiedy. Wybrzeże było naszym celem.

Przypadkowe spotkanie w parku…. Decyzja przyjaciółek w 5 minut, że tak, że same bez mężczyzn, że ten czas będzie nasz i dla nas, że spełniamy marzenia, że chcemy i co tam, damy radę.

Anna:

Mój urlop zbliżał się wielkimi krokami, ale pomysłów na  letni wypoczynek brakowało. Niestety sprawy skomplikowały  jeszcze bardziej  problemy zdrowotne, więc pomyślałam, że czas wolny od pracy przyjdzie mi spędzić w domu. I tu z pomocą przyszły moje niezawodne przyjaciółki. 

Otrzymałam propozycję, o której myślałam od dłuższego czasu, ale nie miałam odwagi na jej realizację. Wyprawa rowerowa wzdłuż  wybrzeża w tak wspaniałym towarzystwie to był impuls, który postawił mnie do pionu.I tak  gorączkowo (dosłownie i w  przenośni) rozpoczęłam moje przygotowania.

A musiałam zaczynać od zera.  Wymieniłam mój stary wysłużony rower na ,,nowszy  model''  a potem to już poleciało .sakwy, zapasowe dętki, łyżki do ich wymiany, pompka, czołówka odzież rowerowa itp...

Był jeszcze jeden problem .czy dam radę, czy zdążę się przygotować kondycyjnie? Postanowiłam po zakończonym l4 jeździć do pracy rowerem (w dwie strony  ok. 30 km)i tym sposobem nabrałam kondycji i wyrobiłam sobie, siedzenie"'.

Beata podsumowuje:

Na spotkaniu w parku całkiem przypadkiem usłyszałam, że moje drogie koleżanki planują wyprawę rowerową wzdłuż polskiego wybrzeża. I niby nic ale to przecież było moje marzenie !!! Od słowa do słowa decyzja zapadła za jakieś 12 min. - JADĘ!!!. Potem to już rozmyślanie, zakup sprzętu, spotkania organizacyjne, .....

Zobacz także:

  •  

    Zapis trasy R10 (oryginalny zapis, nie uwzględniający dojazdów do latarni morskich.

Piotr: Pełny spontan, miło się słyszy tak zgodne głosy. Jak wyglądała wasza trasa?

Faustyna:

Podstawą naszego planu była znaleziona oferta biura podróży. Skorzystałyśmy z planu trasy wzdłuż wybrzeża, dołożyłyśmy od siebie przejazd z Helu promem do Gdańska, a z Gdańska do końca Mierzeją Wiślaną. Cudowny pomysł, takie dopełnienie trasy.

Iza precyzuje:

Wystartowałyśmy z dworca pkp w Świnoujściu i dojechałyśmy do granicy w Piaski - 600 km trasą green velo, odbijając z niej do latarń i często nadkładając dodatkowe kilometry. Po latarni w Kikucie przeszło poczucie o bezsensowności zdobywania wszystkich latarń nad morzem i pakowanie się w centrum nadmorskiego ruchu turystycznego. To był świetny pomysł!

Trasa jest bardzo zróżnicowana, ze względu na jej przebieg. Pokazuje charakterystykę i przyrodę całego wybrzeża od szerokich piaszczystych plaż, wysokich wydm, po kamieniste klify, gdzie morze wdziera się w ląd i zabiera co chce. Różnorodna przyroda parków krajobrazowych z przepięknymi lasami sosnowymi podszytymi wrzosami czy paprociami, z torfowiskami, jeziorami, bagnami, z bogactwem flory i fauny, którą rzadko już można spotkać oraz z bezkresnymi polami, które mają swój niekończący się urok. Przepięknie! W niektóre miejsca na pewno wrócę z aparatem. Dzięki tej trasie zobaczyłam zakątki „na końcu świata”, do których pewnie nigdy bym nie trafiła.

Piotr: Jak długo trwało zaplanowanie trasy, w końcu to ponad 600 km, kilka noclegów?

Faustyna:

Planowanie poszło piorunem, noclegi w dwa dni, a potem było tylko polowanie na bilety PKP, 30 dni przed terminem podróży. Koleżanki czatowały w nocy, żeby zarezerwować miejsca z rowerami. Trwało to parę godzin, bo system się zawieszał, ale udało się…

Sylwia kontynuuje:

Plan był jeden - jedziemy pociągiem do Świnoujścia - dalej wybrzeżem na Hel, z jednodniowa przerwa w okolicach Słowińskiego Parku. Podczas planowania trasa wydłużyła się o kilka kilometrów.

Piotr: Ja zazwyczaj podróżuję sam, skraca to czas porannego „rozbiegu”, pewnie ranki były długie. Ile czasu zajmował wam poranny rozruch? Jak wyglądał dzień na trasie?

Faustyna:

Wstawałyśmy wcześnie około 7, kawka pakowanie, przebieranie, uzupełnianie płynów w bidonach. Rano zawsze byłyśmy milczące, spięte, każda czekała na swoją kolej w łazience i zawsze wszystkie na czas. Śniadanie na trasie, zakupy w pierwszym sklepie, a potem na łono natury, czasami w jakimś parku, przy sklepie czy na ławce. To były najlepsze śniadania, czasami zapijane wodą, a czasami herbatą jak się udało zdobyć wrzątek. Trasy miały różne dystanse od 60 km do 120 km. W zależności od długości trasy nadawałyśmy tempo naszego kręcenia. Zdarzało się, że przybyłyśmy do celu za dnia, ale były też dni, że po zmroku.

Sylwia:

Wstawaliśmy rano Ok. 7/8 kawka w miejscu noclegowym i szybkie pakowanie i po śniadanie do najbliższego sklepu później dalej na rower i śniadanko na łonie natury :) … Pauzy zaplanowane: śniadanie, drugie śniadanie zazwyczaj przy okazji zdobywania kolejnej latarni - obiad- kawa/lody- zakupy na kolacje przed miejscem noclegowym. Niezaplanowane pauzy - sprawdzanie trasy- problemy techniczne- widoki zapierające dech w piersiach. Km dzienne wg planu noclegowego, dojazd raczej na spokojnie przed końcem dnia.

Iza:

Pobudka przed 7.00 lub wcześniej, same ranne ptaszki w grupie oprócz mnie, hehe. Później pakowanie, śniadanko na trasie, obiad po drodze przeważnie w miejscu, które nas wciągnęło i czymś zauroczyło i zawsze było doskonałe i przepyszne jedzonko. Czasem wydawało się, że mamy jeszcze przed sobą dużo km, a jest już popołudnie, czasu coraz mniej, trochę zmęczone. Zaczynałyśmy kręcić i po chwili wszystko przechodziło, kręciłyśmy dalej do celu. Najdłuższa, najtrudniejsza i dla mnie najpiękniejsza trasa była na 4 dzień, odcinek Wicie – Rakszawski (koło Łeby) z przejściem przez bagna z miejscowości Kukle i uciążliwe piachy w lasach. Zajęła nam ok. 14 godz. Niezapomniana. Następny dzień przeznaczony był na regeneracje, czyli pranie, serwis rowerów i zwiedzanie parku słowińskiego. Regeneracja zakończyła się niewinnym spacerem na wydmy, czyli 16 km z tym że na nogach. No i pojechałyśmy dalej.

Piotr: Na wszystkie moje pytania odpowiadacie bardzo zgodnie, widać, że tworzycie bardzo zgraną grupę. Jechałyście głównie bardzo popularną trasą, jak wygląda zaopatrzenie na trasie, czy na coś trzeba szczególnie zwrócić uwagę?

Faustyna:

Nie trzeba martwić się o jedzenie, wodę czy dobrą kawę… wszędzie tego pod dostatkiem, ale zawsze trzeba pamiętać o tym, żeby był pełny bidon i coś do przegryzienia, bo przecież różnie bywa.

Sylwia i Iza jednym głosem potwierdzają słowa Faustyny :

Wszystko jest po drodze, nie ma się czym stresować. Wiadomo - wodę i kanapkę, batona trzeba zabrać.

Piotr: O przebiegu trasy już mówiliśmy, wróćmy jednak raz jeszcze do tego tematu. W jakim stopniu dokładnie jechałyście według śladu Trasy rowerowej R10?

Faustyna:

 Starałyśmy trzymać się trasy R10. Nie do końca można było liczyć na oznaczenia, dziewczyny korzystały z nawigacji. Założyłyśmy z dziewczynami, że zaliczymy wszystkie latarnie morskie wzdłuż wybrzeża i udało się, mamy paszporty, w których znalazły się wszystkie pieczątki. Niejednokrotnie musiałyśmy zjechać z trasy, by dotrzeć do latarni, czasami nie było to łatwe, bo latarnie były pod górę, w lesie, trzeba było prowadzić rower i targać pod górę z sakwami.  Najtrudniej było zdobyć Latarnie Morską Kikut koło Wisełki. Przeklinałam ją w drodze, bo była to trasa w lesie i pod górę! Dotarłyśmy, wykończone, jest latarnia! Nareszcie… dlaczego zamknięta, gdzie pieczątki, rozczarowane… okazało się, że tej latarni nie było w paszporcie, nie trzeba było jej zdobywać, ale potem było dużo śmiechu i wspomnień z Kikutem.

Piotr: O chodzi z tym paszportem?

Faustyna:
To jest książeczka „Paszport miłośnika latarń morskich” , jest do kupienia w każdej latarni morskiej znajdującej się na liście. Odwiedzając  kolejne „blizy” (Kaszubska nazwa latarni morskiej) zbieramy pieczątki świadczące o odwiedzeniu latarni. Zasady są podobne jak w wypadku Odznak Turystycznych, do zdobycia są Odznaki Turystyczne „Bliza”.

  • Odznakę brązową zdobyć może turysta, który udokumentuje odwiedziny pięciu dowolnych latarń morskich w Polsce, udostępnionych do zwiedzania, w okresie nie dłuższym niż kolejne dwa lata.
  • Odznakę srebrną zdobyć może każdy posiadacz odznaki brązowej, który udokumentuje odwiedziny pozostałych ośmiu polskich latarń, udostępnionych do zwiedzania.
  • Odznakę złotą zdobyć może każdy posiadacz odznaki srebrnej, który udokumentuje odwiedziny minimum trzech latarń poza granicami Polski.

Iza dodaje:

Tak, czasem wspierałyśmy się nawigacją, szczególnie w większych miejscowościach gdzie łatwo zgubić oznakowanie trasy.

Beata, wspominając podział zadań w grupie precyzuje:

Sama nie zajmowałam się kierunkiem trasy (to robiły koleżanki), ale wiem, że nawigacja jest raczej potrzebna.

Piotr: Pytałem już o noclegi, czy wśród tych, które wcześniej zarezerwowałyście przez <link www.booking.com/searchresults.en.html; były jakieś nietrafione rezerwacje?

Iza:

<link www.booking.com/searchresults.en.html _blank>Rezerwacja przez booking.com</link> była dobrą decyzją. Przy wyborze kierowałyśmy się zasadą: „im mniejsza mieścina tym lepiej” i to się sprawdziło. Było taniej i większość właścicieli była przemiła i bardzo uczynna.

Sylwia dodaje:

Warto wcześniej zarezerwować nocleg. Kiedyś idąc wybrzeżem, miałam problem z noclegiem na jedną noc, zostałam bez dachu nad głową.

Piotr: Tak długa wyprawa pewnie nie obyła się bez przykrych niespodzianek, jakie macie najgorsze wspomnienie z trasy?

Faustyna:

Złych wspomnień brak. Przez chwilę miałam przerażenie w oczach, gdy zauważyłam w moim rowerze przebitą oponę, ale natychmiastowa pomoc dziewczyn, sprawiło, że moje przerażenie było chwilowe. Sylwia i Iza ogarnęły temat, dziewczyny brały udział w triatlonie, wiec miały świetne przygotowanie.

Sylwia, Iza, Anna i Beata jednogłośnie potwierdzają:

Brak złych wspomnień to było wspaniałe przeżycie.

Piotr: Skoro złych wspomnień nie było, to zapytam o najmilsze chwile na trasie.

Faustyna:

Najlepsze wspomnienia, to cała wyprawa, każdy dzień był cudowny, widoki, pogoda, których ludzie spotkaliśmy po drodze, na kwaterze. W miejscowości Wicie właściciele kwatery od razu zaproponowali nam  coś ciepłego do picia, właścicielka zrobiła nam pranie, bardzo uczynni, uśmiechnięci ludzie.

Sylwia:

„Tym panom już dziękujemy” ;) miałyśmy małe problemy techniczne i stworzyła się przerwa regeneracyjna w Klukach przed wjazdem do rezerwatu… Zbieramy się w drogę, mijają nas starsi panowie z przeciwka i opowiadają, jaka to ciężka, długa trasa i zniechęcają dziewczyny do podjęcia wyzwania… ale ekipa nie poddała się …

Iza:

Osiem pełnych cudownych dni, pomimo że każdy miał być podobny, bo przecież jechałyśmy codziennie na rowerze, każdy kolejny był inny, wydawało się, że lepszy od poprzedniego. Najlepsze wspomnienie -  chyba wzruszenie, na końcu trasy, że już się skończyło, że za szybko, że tak cudownie z 5cioma najlepszymi na świecie babkami i że zrobiłyśmy to!

Anna:

Opiszę może jedną  z trudniejszych, ale i zabawniejszych przygód.

Na jednym z odcinków za malowniczą wsią Kukle, rozpoczął się, zjazd ''pomiędzy zaroślami, bagnami i piachami.  Jedna z naszych koleżanek, atakując trasę utknęła  nogą w  błocie ...

Nie wyglądało to groźnie i sama sobie świetnie poradziła w wyjściu z opresji, ale widok umorusanej nogi i buta z ciągnącym się błotem, spowodował u całej grupy, wesołych babek' 'wybuch śmiechu.

Dalej niestety   nie było już tak wesoło, ale za to dzielnie. Komary nie zostawiły na nas wolnego miejsca. Na miejsce noclegu dotarłyśmy ok. 22 zmęczone, ale szczęśliwe.

Beata dodaje:

Widoki, towarzystwo, morze, spotkani ludzie, piwo, luz, niebo, plaża, wino na plaży, wolność, przestrzeń, wiatr – wszystko.

Piotr: Na zakończenie naszej rozmowy. Co dalej? Czy ta wyprawa będzie zalążkiem kolejnych? Może macie już plany na przyszłe wakacje?

Faustyna:

Czy nabrałam ochoty?… ogromnej! Chcę więcej i dalej, z namiotem… może! Piękna przygoda dla każdego! Dla grupy znajomych, dla rodzin, dla młodych i starszych.

Iza:
Ojjjjj, tak. Mam nadzieję, że co roku.

Anna:
Cała wyprawa to był piękny czas... spędzony ze wspaniałymi Kobietami. Bardzo, bardzo chciałabym  to jeszcze powtórzyć...inne trasy, inne miejsca, ale  w tym samym składzie.

Beata:
Ja już wiem, że w przyszłym roku jadę tylko w inne miejsce.

Sylwia:
Dlaczego nie?

Pięć kobiet. Pięć historii, jedna trasa i jeden wniosek.

Ograniczenia tkwią w naszych głowach, marzenia trzeba realizować nawet gdy na początku wydają się mało realne.

PS

Takie wyprawy uzależniają, kończąc pierwszą masz już kilka następnych w głowie.


Autor

Piotr Burda

redaktor naczelny