Chris Horner: chcę wygrywać wielkie wyścigi!
– Nie uważam, by wygranie Vuelty było dla mnie szczytem, po którym nie stać mnie na kolejny duży sukces – mówi Chris Horner z Lampre-Merida, zwycięzca Vuelta a Espana 2013. – Chcę nadal wygrywać wielkie wyścigi, dlatego wciąż się ścigam – dodaje. Najstarszy zwycięzca wielkiego touru bardzo docenia Przemysława Niemca, z którym może dowodzić włoską grupą na Giro d’Italia. Do kolejnych sukcesów jak zwykle mają Hornera napędzać batoniki i cola.
– Jest mi dobrze w Lampre-Merida. Grupa jest zorganizowana tak profesjonalnie, jak oczekiwałem, wszyscy koledzy są dla mnie mili, sprzęt jest dobry. Pomaga nam to, że odnieśliśmy już w tym roku kilka zwycięstw – mówi Chris Horner, który niedawno zasilił włoską ekipę. – Trochę dziwnie było dołączyć do nowej drużyny i od razu trafić z nią na wyścig, ale wszyscy w Lampre-Merida ułatwili mi to zadanie, przyjmując mnie bardzo serdecznie – dodaje. Ubiegłoroczny zwycięzca Vuelta a Espana zadebiutował w nowej grupie w klasykach z cyklu Challenge Mallorca, a następnie pomógł Rui Coście zająć 3. miejsce w Volta ao Algarve, samemu kończąc wyścig na 8. pozycji. Kluczową rolę w sprowadzeniu Hornera do Lampre-Merida odegrał nowy menedżer grupy, Brent Copeland. – Dużo rozmawiałem z Brentem w styczniu, zanim dołączyłem do grupy. Spędziliśmy razem sporo czasu na Skypie, dobrze się dogadujemy. Wszyscy dyrektorzy sportowi ekipy, których dotąd poznałem, też wywarli na mnie bardzo dobre wrażenie, a z jednym z nich, Matxinem Fernandezem, znam się od 2004 r. – przyznaje Horner.
Pobyt na Majorce w lutym przeznaczył nie tylko na pierwsze wyścigi w sezonie i zintegrowanie się z grupą, ale także na przetestowanie nowego narzędzia pracy. – Majorka jest idealna do zweryfikowania sprzętu podczas wyścigu. Na zjazdach na wyspie jest mnóstwo zakrętów i muszę przyznać, że moja Merida radziła sobie z nimi kapitalnie, jest świetna. Fantastycznie się prowadzi, bardzo odpowiadają mi też szytki i osprzęt roweru – tłumaczy. Jeden z bohaterów ostatniego sezonu czuje się gotowy do nowych wyzwań. – Ciężko trenowałem. Przygotowania do sezonu zacząłem wcześniej niż w poprzednich latach, ponieważ na mistrzostwach świata we Florencji złamałem żebra i na 7 tygodni musiałem odstawić rower. Gdyby nie to, jeździłbym do końca października.
Zwycięski wiek
„To wyluzowany gość, widać po nim, że nie czuje się na tyle lat, ile ma, więc łatwo traktować go jak rówieśnika” – pisał na swoim blogu o nowym koledze z grupy Przemysław Niemiec. Sposób bycia Chrisa Hornera i jego przemyślenia na temat swojego wieku w pełni potwierdzają tę opinię. – Niektórzy mogą uważać, że przyszedłem do Lampre-Merida jako staruszek, ale ja przyszedłem tu krótko po wygraniu wielkiego touru. Za każdym razem, gdy zwyciężam, wyznaczam sobie nowe cele i jako 42-latek piszę nową historię. Większość kolarzy kończy karierę wcześniej i nie ma okazji znaleźć się w takim punkcie jak ja – mówi Horner. Jak tego dokonać? – Po prostu trzeba ciężko pracować i kochać to, co się robi, być pewnym, że nie chce się zajmować niczym innym. W przeciwnym razie 5-godzinne treningi, które trzeba zrobić 4-5 razy w tygodniu, nie przyniosą dobrych efektów – odkrywa swój przepis na długowieczność, mając nadzieję, że taka postawa przyniesie mu jeszcze wiele dobrego.
– Nie uważam, by wygranie Vuelty było dla mnie szczytem, po którym nie stać mnie na kolejny wielki sukces. Chcę nadal wygrywać wielkie wyścigi, dlatego wciąż się ścigam. Zawsze jest szansa na więcej zwycięstw – tłumaczy najstarszy w historii triumfator wielkiego touru. Jego żądza sukcesów ma także prozaiczne przyczyny. – Będąc z dala od domu, żony i dzieci, dobrze jest wygrywać. Warto się poświęcać, jeśli nagrodą jest zwycięstwo – przyznaje z uśmiechem. Doświadczony zawodnik ma jasno sprecyzowany plan na ten sezon. – Moje główne cele to Giro d’Italia i Vuelta a Espana. Zobaczymy, na co moje nogi pozwolą mi przed tymi wyścigami i po nich. Najważniejszym zadaniem jest dla mnie obrona tytułu w Hiszpanii. Jeśli chodzi o Giro, chciałbym wygrać we Włoszech kilka etapów, a nawet powalczyć o zwycięstwo w „generalce” wyścigu.
Horner i Niemiec – dwóch liderów?
Chris Horner uspokaja polskich kibiców, którzy obawiają się, że jego udział w Giro oznacza koniec marzeń Przemysława Niemca o dobrym rezultacie w tym wyścigu. – Przemysław Niemiec może być groźny w tegorocznym Giro d’Italia. W zeszłym roku ukończył wyścig w pierwszej „10” i będzie superzmotywowany, żeby powtórzyć ten wynik, czego mu życzę – tłumaczy. Zdaniem Hornera kwestię liderowania Lampre-Merida we Włoszech rozstrzygnie jazda kolarzy grupy w pierwszej fazie wyścigu. – Zadecyduje pierwszy tydzień. On zawsze jest decydujący w wielkich tourach, zawsze. Rozpoczęcie wyścigu z dwoma czy nawet trzema liderami jest jak najbardziej możliwe. Może nim być Niemiec, mogę być nim ja, być może także Cunego dostanie szansę, żeby „sprawdzić nogę” – mówi. – Taka sytuacja nie będzie trudna, bo pojedziemy w dziewiątkę. Piątka może zabezpieczać czołową dwójkę, a pozostała dwójka też może mieć większą swobodę – kontynuuje Horner.
Współpracę z Przemysławem Niemcem już wkrótce będzie mógł przećwiczyć na Volta a Catalunya. Wcześniej wystartuje w Tirreno-Adriatico. – Byłem bardzo blisko wygranej w Tirreno-Adriatico, chciałbym więc tym razem zwyciężyć. Szczególne miejsce w moim sercu zajmuje Vuelta al Pais Vasco. Wygrałem już w Kraju Basków i zająłem tam drugie miejsce, chcę znów sięgnąć w tym wyścigu po zwycięstwo – zapowiada Horner. Program startów po Giro d’Italia dostosuje do swojej dyspozycji po trzytygodniowych zmaganiach. Choć zamierza w tym sezonie triumfować nieraz, przyznaje, że nic nie smakuje tak dobrze, jak sukces jedynego rodzaju. – Miło jest zwyciężyć w jakimkolwiek wyścigu w sezonie, ale wygrana w wielkim tourze to coś nadzwyczajnego. Żadna inna wygrana nie może się równać w kolarstwie ze zwycięstwem w wielkim tourze.
<content>19112</content>
Będzie forma, będzie wsparcie
Drogę do kolejnych sukcesów pierwszemu Amerykaninowi w barwach włoskiej grupy mają ułatwić koledzy z Lampre-Merida. Ekipa pokazała już w tym sezonie swoją moc, zwyciężając dotąd siedmiokrotnie. – Mamy kolarzy o wszystkich niezbędnych umiejętnościach. Na przykład Diego Ulissi radzi sobie świetnie z mniejszymi górami i może wygrać finisz z grupy, mamy wielkiego górala Przemysława Niemca, Sacha Modolo to mocny klasyczny sprinter, Rui Costa wygrał już mistrzostwa świata, etapy na Tour de France czy Tour de Suisse. Może będzie też w stanie wygrać trzytygodniowy wyścig. Jestem ja i Damiano Cunego, zwycięzcy wielkich tourów. Grupa jest naprawdę kompletna – przyznaje Horner. – Jestem pewien, że jeśli będę w formie, otrzymam 100-proc. wsparcie od moich kolegów – dodaje. Podobnie jak kierownictwo grupy, on także duże nadzieje wiąże z Rui Costą. – To bardzo miły i spokojny człowiek, nadajemy na tych samych falach. Jego dotychczasowe wyniki są imponujące i czuję, że dla nas obu będzie to dobry rok. Wierzę, że wytrzyma presję, która zawsze ciąży na mistrzu świata – podkreśla.
Doświadczony zawodnik uważa, że każdego dnia może nauczyć się czegoś nowego od innych kolarzy, jednak nie zamierza wprowadzać większych zmian do swojego rzemiosła. – Zawsze można być lepszym, jeśli chodzi o jazdę i przygotowania, ale w moim wieku trudno jest znaleźć obszary do dużej poprawy. Wydaje mi się, że wiem, czego potrzebuję, by być dobrym zawodnikiem. Co innego, gdy jest się młodym, wtedy można poprawić mnóstwo, jeśli chodzi o trening, dietę, rozciąganie, odpoczynek i wiele innych zagadnień. Gdy jest się starszym i wszystko działa, jak należy, ryzykownie jest wprowadzać większe zmiany, jeśli nie wiesz, dokąd cię doprowadzą.
Batoniki i cola – sprawdzona dieta
Z pewnością żadnych rewolucji nie można się spodziewać w wyjątkowej kolarskiej diecie Chrisa Hornera. – Podczas wyścigu zawsze jem snickersy i marsy, popijam je colą. Gdy wyścig jest dłuższy, czasami odwiedzę McDonalda. Ta dieta się sprawdza i mam ją pod kontrolą. W czasie wyścigu potrzeba wielu kalorii, najlepsze jest wtedy dla mnie jedzenie bogate w cukry, tłuszcze i sód. To rzadkie podejście w peletonie, nie znam zbyt wielu zawodników, którzy odżywiają się podczas wyścigu podobnie – przyznaje. – Poza wyścigami jem bardzo zdrowo. Trzeba wiedzieć, kiedy można sobie pozwolić na więcej – dodaje. Horner nie zamierza przekonywać nikogo do swoich zwyczajów żywieniowych, zamiast tego może zaproponować młodym kolarzom inne wskazówki. – Chętnie podzielę się z młodymi kolarzami w Lampre-Merida zróżnicowaną wiedzą. Trzeba jednak pamiętać, że taktyka na każdym wyścigu jest inna, bo sytuacja na szosie zawsze jest inna. Na przykład w Tour de France pojawiają się dodatkowe czynniki, które mogą utrudnić skupienie się na dobrej jeździe. Przede wszystkim młodzi zawodnicy powinni być w trakcie jazdy czujni i skupieni, obserwując, co się dzieje na trasie – radzi kolarz, który ma na swoim koncie 53 zwycięstwa w zawodowym peletonie.
– Można znaleźć w kolarstwie własną drogę rozwoju, tak jak zrobiłem to ja. To jak z dojazdem do pracy: możesz się do niej dostać na wiele sposobów. O ile dotrzesz do niej na czas, wszystko jest w porządku. Kolarze na wiele sposobów mogą się stawać najlepsi. Być może młodzi mogą się czegoś ode mnie nauczyć, ale podczas mojej kariery zawsze starałem się podpatrywać małe rzeczy u różnych kolarzy, nigdy nie chciałem się wzorować w całości na kimś innym.
Polski wkład
19 sezonów w zawodowym peletonie pozwala Hornerowi wskazać największą, jego zdaniem, zmianę, która dokonała się w kolarstwie na przestrzeni lat. – Autokary grup – mówi z uśmiechem. – Kiedyś docieraliśmy na wyścigi samochodami, więc to wielka różnica, niektórym trudno sobie wyobrazić, jak uciążliwe było przemieszczanie się z etapu na etap i z wyścigu na wyścig samochodami – dodaje. Zawodnik Lampre-Merida zauważa także coraz bardziej międzynarodowy trend rozwoju jego sportu. – Jestem otwarty na rozpowszechnianie wyścigów kolarskich na całym świecie, nawet w egzotycznych dla tego sportu krajach. Nie jestem jednak zainteresowany, żeby się w nich ścigać. Nie jestem już młodzieniaszkiem i nie wiem, jak długo jeszcze będę mógł być zawodowym kolarzem, dlatego chcę wykorzystywać swoje siły w wyścigach, które mają już ustaloną znakomitą renomę – tłumaczy. – Poszerzanie zasięgu zawodowego kolarstwa to dobry pomysł, ale w mojej sytuacji, gdy jestem tyle czasu z dala od rodziny i mam przed sobą jeszcze tylko kilka lat ścigania, wolę startować w wielkich tourach, najlepszych wyścigach etapowych i najlepszych klasykach na świecie – precyzuje.
– Cieszę się, że kolarstwo stało się bardziej międzynarodowe i wiele krajów ma w peletonie swoich mocnych reprezentantów, dużo nacji świetnie się rozwija. Bardzo dobrze radzą sobie polscy zawodnicy – zauważa Horner, który mógłby długo opowiadać o biało-czerwonym wkładzie w rozwój kolarstwa w USA. – Wielu zawodników emigrowało z Polski do USA i zapisało się u nas w historii kolarstwa. Andrzej Bek był moim dyrektorem w 2003 r., słyszałem od niego wiele historii o Polsce, a także o tym, jak trudno było łączyć jego pracę i życie w New Jersey z dobrem rodziny, która została w Polsce. Wasi zawodnicy mają w Stanach naprawdę bogatą historię, dużo o nich słyszałem – przyznaje.
Dla wszystkich, którzy pytają Chrisa Hornera o to, czy będzie to jego ostatni rok w peletonie, kolarz ma jedną odpowiedź. – Nie mam powodów, żeby kończyć karierę po tym sezonie. Moje nogi dobrze pracują, z głową też wszystko w porządku.
- Ruszyły zapisy za zawody Diverse Downhill Contest 2014
- Rui Costa: Paryż-Nicea to jeden z moich celów