Rowerem wokół Lucerny
Na początku ma się wrażenie, jakby ktoś delikatnie popychał siodełko. Rower rusza żwawiej do przodu, choć wcale nie naciskasz mocniej na pedały. Taki swoisty „podtlenek azotu” ma e-bike, czyli rower z doładowaniem elektrycznym – ostatni krzyk bicyklowej mody, który doskonale sprawdza się na alpejskich rowerowych trasach. My przetestowaliśmy go w Szwajcarii.
Okolice Lucerny, położonej nad przepięknym Jeziorem Czterech Kantonów, to pod względem turystycznym wymarzone wręcz miejsce do jazdy na rowerze. 12 szlaków liczy sobie w sumie aż 730 km długości i blisko 10 km (dokładnie 9823 metry) przewyższeń. Trasy są doskonale oznakowane i skategoryzowane pod względem trudności. Mimo że poprowadzono je po maksymalnie płaskim terenie, to owo rowerowe turbodoładowanie jest w niektórych momentach jak dar Niebios. Przejechawszy kilkadziesiąt kilometrów na tak doposażonym rowerze kompletnie nie czuje się zmęczenia. Choć ambitniejsi rowerzyści mogą po prostu wyłączyć moduł i jechać tak jak na klasycznym rowerze.
- Turyści poszukują wyjątkowego sposobu na spędzanie wolnego czasu, kombinacja aktywności i poznawania ciekawych zakątków to mocno rozwijający się trend w turystyce – mówi Patrycja Huras, brand manager Zingtravel.pl, serwisu utworzonego przez Travelplanet.pl, organizującego nietypowe, skrojone na miarę oczekiwań wakacje. – Szwajcaria to jedno z lepszych miejsc na taką właśnie kombinację.
Lucerna – najlepiej na piechotę
Najpierw jednak sama Lucerna. Po tym przepięknym, bombonierkowym mieście można wygodnie poruszać się rowerami – sporo tu stojaków i wypożyczalni, gdzie można wynająć jednoślady - ale ścisłe centrum najlepiej zwiedzać na piechotę. A rower najlepiej zostawić na specjalnym parkingu tuż przy Moście Kaplicznym.
Luzerna uważana jest za jedno z najładniejszych miast na świecie. Jezioro Czterech Kantonów, nad którym leży miasto i otoczenie malowniczych szczytów Pilatus, Rigi i Stanserhorn to tylko sztafaż do takich zjawiskowych obiektów jak kryty Most Kapliczny, jeden z najstarszych w Europie, kościół Jezuitów, Wieża Wodna, czy mury obronne Musegg.
Oprócz tych symboli miasta, jego piękno podkreślają historyczne, ozdobione freskami kamienice, które otaczają malownicze place, jak Weinmarkt. W panoramę na stałe wpisał się też pomnik Umierającego Lwa (na pamiątkę bohaterskich Szwajcarów poległych pod Tuilerien w 1792), a także futurystyczne Centrum Kulturalno-Kongresowe KKL (duża sala koncertowa, centrum kongresowe i muzeum sztuki), jeden z najważniejszych obiektów współczesnej architektury. Miłośnicy malarstwa "rotundowego" nie odpuszczą sobie obejrzenia Panoramy Bourbaki o długości 112 metrów. W Lucernie mieści się Szwajcarskie Muzeum Transportu – jedno z najbardziej urozmaiconych muzeów w Europie i najchętniej odwiedzane w Szwajcarii. Ponad 300 eksponatów na 20 tys. km2 powierzchni wystawowej przedstawia rozwój transportu na drogach, szynach, wodzie, w powietrzu i w kosmosie. Oczywiście sporą część zajmuje sekcja rowerowa, gdzie można zobaczyć nie tylko jak rozwijał się ten środek transportu na przestrzeni 200 lat, ale również jakie nowinki szykują użytkownikom rowerów ich konstruktorzy. Dla zakochanych w kolejach Szwajcarów największą atrakcją jest możliwość samodzielnego sterowania pociągiem w symulatorze lokomotywy.
Wieczorem warto podejść na nabrzeże w okolice swoistego Łuku Triumfalnego, który w istocie jest fasadą po spalonym dworcu kolejowym. Skąd startują stateczki spacerowe po Jeziorze Czterech Kantonów i stąd doskonale widać mieniący się kolorami hotel Schweizerhof. Lista znamienitych gości jest bardzo długa, by wymienić choćby Marka Twaina, Richarda Wagnera, Lwa Tołstoja, Hansa Christiana Andersena, Winstona Churchilla, Elżbietę II, astronautę Neila Armstronga, nie wspominając o całych zastępach celebrytów ze świata filmu, muzyki i sportu.
Szlakiem bajkowych zameczków
Jeśłi Lucernę najlepiej zwiedzać na piechotę, to okolice, poszatkowane wręcz szlakami rowerowymi, najlepiej podziwiać z siodełka. Jedna z tras, Herzschlaufe, wręcz dedykowana jest przede wszystkim rowerom ze wspomaganiem elektrycznym. Wytyczona w dolinie Seetal, na północ od Luzerny, podzielona jest na dwa etapy: niespełna 50-kilometrowy, na którym pokonuje się 750-metrową różnicę wzniesień i drugi, o długości 65 km, gdzie różnica wzniesień to 1100 metrów.
Przewyższenia czuje się już po starcie – pierwsze kilkanaście kilometrów to wspinanie się z 473 m npm (od Eschenbach) aż na 818 m npm (Horben). W Eschenbach, dokąd pociągiem dojeżdżamy kilkanaście km z Luzerny rozpoczynamy ten morderczy podjazd, jakby wskazywały na to dane z turystycznej mapy. Tymczasem Jazda z elektrycznym doładowaniem jest lekka, łatwa i przyjemna. Nie trzeba nawet włączać najbardziej prądożerczego trybu, by koncentrować się na mijanych atrakcjach a nie wyłącznie walczyć ze stromiznami przy pokonywaniu wzniesień.
Na całej pętli wokół jezior Baldeggersee i Halwillse jest ich w sumie blisko 50 i tyle samo schronisk, restauracyjek i gospód z widokami na Alpy. Perełkami architektury na trasie są cztery pyszniące się na szczytach zamki: Lenzburg, Halwill, Wildegg i Heidegg. Ten ostatni, zbudowany w 1185 roku, od XVII wieku aż do 1950 roku należał do rodu Heidegg (obecnie, będąc własnością kantonu, stworzono w nim muzeum, ale rodzina nadal zarządza obiektem). Jest otoczony winnicami i dywanami róż, pielęgnowanymi szczególnie starannie odkąd zwróciły one uwagę goszczącego tu w 1951 roku kanclerza Niemiec Konrada Adenauera. W zamku mieści się dziś muzeum, w którym zwiedza się komnaty, stworzony na szczycie wieży swoisty placyk zabaw dla dzieci, będący w rzeczywistości minicentrum nauki, ale najbardziej interesująca i dla dzieci, i dla dorosłych, jest historia obiektu, opowiedziana w formie kreskówki, wyświetlanej w jednej z piwnic.
Pilatus – konno, rowerem, kolejką
Z rowerowego siodełka na trasach Seetal co rusz widać Pilatus. To legendarny szczyt górujący nad Jeziorem Czterech Kantonów i Lucerną. Nazwa, według legendy, pochodzi stąd, że do małego jeziorka na szczycie wrzucono ciało Poncjusza Piłata. Przez wieki Pilatus był górą przeklętą, wchodzenie na nią i burzenie spokoju skutkowało kataklizmami, nawiedzającymi okolice. Ale już od XIX wieku ciekawość znacznie przewyższyła strach – ponoć Piłat miał ukazywać się tam w każdy Wielki Piątek - a z czasem szczyt stał się prawdziwym turystycznym kombinatem. Konno wjechała nań brytyjska królowa Wiktoria, spędzając czas w prawie tak starym jak historia szwajcarskiej turystyki hotelu Pilatus Kulm. Wjechała tu konno, choć na rok przed powstaniem hotelu (1890 r.) zbudowano tu najbardziej stromą na świecie linię kolejową. Dziś w tym eleganckim obiekcie wykwintne kolacje jada się oczywiście w restauracji imienia Królowej Wiktorii.
Na legendarną górę da się wjechać na rowerze, ale to wyprawa dla hardkorowców. Nie dowierzam aż tak swojej kondycji, by wjechać na nią nawet na e-bike’u. Używający rowerów do mniej ekstremalnych wyzwań nie mają jednak czego żałować, bo zamiast takiej morderczej wyprawy możemy dostać się tam najbardziej stromą koleją szynową na świecie. Piesza wędrówka wzdłuż tej trasy to minimum 5 godzin. Wjazd i zjazd z Pilatusa to odpowiednio 30 i 40 minut niesamowitej frajdy, zwłaszcza w miejscach, gdzie nachylenie dochodzi do 50 procent.
Obowiązkowa wycieczka na szczycie to spacer Drogą Smoka, w zależności od wariantu 10-minutowa, wokół hotelu Pilatus Kulm, wykutymi korytarzami w skale. To Galeria Smoka z niesamowitymi widokami na Luzernę i Jezioro Czterech Kantonów. Dłuższy, półgodzinny wariant wiedzie przez szczyty Tornlishorn i Oberhaupt. Kto lubi saneczki, na Pilatusie nawet w lecie może zjechać najdłuższą w Szwajcarii rynną, mierzącą 1350 metrów
- Rowery elektryczne- wszystko, co musisz o nich wiedzieć
- VIDEO TRASY PRZYGOTOWANEJ NA PUCHAR POLSKI DH - DIVERSE DOWNHILL CONTEST Stożek 2018