Skip to main content

Jak walczyć z upałem na rowerze

Autor: ask
Skwar (foto: freeimages.com)
Skwar (foto: freeimages.com)

Ostatni tydzień przyniósł nam bardzo wysokie temperatury, przekraczające prawie w całym kraju 30 stopni Celsjusza. A synoptycy zapowiadają, że najcieplejsze dni ciągle jeszcze przed nami. Jak w takiej pogodzie powinni „odnaleźć się” rowerzyści? Jeździć czy nie jeździć? Przygotowaliśmy krótki poradnik, co robić by rowerowa przejażdżka w gorący dzień nie skończyła się źle…

Gorące dni, kiedy mocno grzeje słońce, a temperatura jest bardzo wysoka, wcale nie musi oznaczać, że trzeba zrezygnować ze swojej ulubionej aktywności jaką jest jazda na rowerze. Trzeba to jednak (jak wszystko) robić z głową. Zanim przejdziemy do konkretów – co grozi rowerzyście w upalny dzień i jak zapobiegać skutkom wysokiej temperatury, na początek – stara, ale sprawdzona rada: jeśli w dzień temperatura ma przekroczyć trzydzieści stopni, spróbujmy zaplanować naszą aktywność w taki sposób, by jednak spróbować uniknąć pory pomiędzy południem a godziną 17-tą. Po prostu o tej porze, w takich warunkach jazda nie sprawia spodziewanej przyjemności.

Jeżeli mamy wybór – wybierzmy się na przejażdżkę raczej wcześnie rano niż wieczorem czy po południu. Powietrze jest wtedy zazwyczaj dużo świeższe, a wieczorem, mimo, że temperatura spada, asfaltowe czy betonowe alejki, a nawet kamieniste dróżki „oddają” ciepło. Jeśli jesteśmy w trakcie dłuższej wyprawy i biwakujemy po drodze, zaplanujmy dzień w ten sposób, by wyjechać przed godziną 7-mą rano, jechać do południa, a potem zrobić sobie dłuższą (około 4-5 godzin) przerwę, najlepiej nad wodą. Jeżeli wcześnie rano tropik od namiotu jest jeszcze mokry – nie czekajmy aż wyschnie na miejscu, tylko zwińmy mokry namiot – wysuszymy go dokładnie w czasie południowej przerwy.

<content>19112</content>

No dobrze, a co jeśli jednak nie mamy takiego wyboru? Teraz zajmiemy się już dokładniej tym, jak walczyć z upałem na rowerze. Podczas gorącego, słonecznego dnia rowerzysta narażony jest gównie na trzy niebezpieczeństwa – poparzenie skóry, udar termiczny i odwodnienie. Zajmijmy się teraz kolejnymi przypadkami.

W upalny dzień, częściej niż nad tym co na siebie włożyć, myślimy o tym jakby tu z siebie jak najwięcej zdjąć… Sporo ludzi jeździ bez koszulek, lub tylko w bardzo skromnym odzieniu. Jeśli jedziemy z większą prędkością, przyjemny powiew wiatru chłodzi ciało i wydaje się nam, że wszystko jest w porządku. Niestety – jazda na rowerze bez koszulki to niezbyt dobry pomysł. Z dwóch powodów. Po pierwsze – narażamy ciało na poparzenia słoneczne. Oczywiście ma temu zapobiec smarowanie olejkami i kremami do opalania, ale jednak nie zawsze dają one dobrą ochronę.

Szczególnie podczas jazdy w górach, gdzie promieniowanie UV jest szczególnie intensywne, ten rodzaj zabezpieczenia może okazać się niewystarczający. Na dodatek – pęd powietrza, naturalny czy wymuszony szybką jazdą, powoduje, że przedawkowanie kąpieli słonecznej jest długo nie odczuwalne, najczęściej dopiero wieczorem okazuje się, że mocno przesadziliśmy. A to może okazać się bardzo bolesne, o zagrożeniu chorobami skóry już nie wspominając…

Druga rzecz z tym związana – jadąc bez koszulki wcale nie powodujemy zmniejszenia się pocenia. Pocenie się stanowi całkowicie naturalny proces fizjologiczny, będący odpowiedzią na wysoką temperaturę lub aktywność fizyczną. Utrata ciepła na skutek parowania potu ma zasadnicze znaczenie dla termoregulacji podczas aktywności i wystąpienia wysokiej temperatury otoczenia. Czy jesteśmy w koszulce czy bez – nasz mózg nakazuje gruczołom wydzielanie potu. Różnica jest tylko taka, że jadąc bez koszulki, pęd powietrza szybciej wysusza gromadzące się na skórze krople potu. Oczywiście jest to duża różnica w komforcie, ale powodować może szybsze odwodnienie.

Dlaczego? Żeby to wytłumaczyć posłużmy się pewnym porównaniem. Otóż każdy z nas z pewnością nie raz był świadkiem jak wiosną topi się śnieg. I na pewno zauważył, że jeśli świeci słońce – śnieg topi się szybko, ale jeśli świeci słońce i wieje wiatr – śnieg znika dużo szybciej. Podobnie (choć nie do końca tak samo, rzecz jasna) jest z płynami, które wyparowują z naszego organizmu – jeżeli skóra nie jest osłonięta, a wiatr szybko osusza krople potu, woda szybciej „ucieka” z naszego organizmu.

Biorąc pod uwagę oba te powody – ochronę skóry i zmniejszenie prędkości oddawania wody przez organizm, najlepiej jest jeździć w odpowiedniej odzieży. Powinna być ona zrobiona z tkanin termoaktywnych, najlepiej żeby były Ne przeznaczone specjalnie na lato. Odprowadzanie potu w takiej koszulce zapewnia komfort poruszania się, a z drugiej strony nie przyśpiesza odwodnienia organizmu. Wbrew pozorom, dobrym rozwiązaniem jest koszulka z dłuższym rękawem. Oczywiście nie zapomnijmy o tym, by była jasna, najlepiej po prostu biała – dzięki temu nie spowodujemy jej nagrzewania się, co mogłoby znowu przyśpieszyć proces pocenia się.

W gorący dzień należy pamiętać o odpowiedniej ochronie głowy. Czy nam się to podoba, czy nie, jakaś forma czapki to podstawa - jej brak może być prostą drogą do udaru cieplnego, czyli kolejnej pułapki czekającej na rowerzystów latem. Co roku w Europie udar cieplny przyczynia się do śmierci kilkuset osób. Jego powodem jest zazwyczaj przegranie organizmu. Żeby go uniknąć – trzeba po prostu dobrze obserwować swój organizm, by wiedzieć, w którym momencie przestać lub, kiedy nie daje to już efektu – zgłosić się do lekarza.

O przegrzaniu organizmu zwykle świadczą bolesne kurcze mięśni i ogólne wyczerpanie organizmu, które mijają wraz z ochłodzeniem, odpoczynkiem, uzupełnieniem płynów i minerałów. Natomiast udar cieplny to już poważniejsza sprawa. Jeśli mimo gorąca przestajemy się pocić, skóra robi się nienaturalnie sucha, pojawia się uczucie dezorientacji, bóle i zawroty głowy, a także gorączka i dreszcze – to symptomy udaru cieplnego. Bardzo często mogą wystąpić nudności – dlatego wstępnie jest on mylony z zatruciem pokarmowym.

Co wówczas zrobić? Jeżeli to możliwe, należy jak najszybciej zacząć schładzać organizm. Woda jest bowiem podstawą naturalnego systemu termoregulacji ciała. Koniecznie trzeba znaleźć zacienione miejsce, w którym odpoczniemy. Zbawienny może okazać się każdy strumień, lub zbiornik wody, którą obniżymy temperaturę ciała. Ale uwaga - podjęte kroki nie mogą być zbyt drastyczne - nie należy przedawkować ze schłodzeniem jak i z ilością pochłanianej „na raz” zimnej wody. Jeśli objawy nie ustępują – trzeba jak najszybciej zgłosić się do lekarza lub na pogotowie.

Warto pamiętać, że w takiej sytuacji nie poprawi sytuacji „zimne piwko” – efekt poprawy jest tymczasowy, a prawda jest taka, że alkohol sprzyja utracie płynów, które w gorące dni może zakończyć się nawet groźnym dla życia odwodnieniem.

To słowo padało już w tym tekście wiele razy – trzeba więc podkreślić, choć brzmi to jak truizm: w gorące dni trzeba jak najwięcej pić. To znaczy – jak najczęściej uzupełniać niedobory wody. Jeśli jesteśmy aktywni, biegamy, jeździmy na rowerze, czy uprawiamy jakikolwiek inny sport, ryzyko odwodnienia w upalne dni jest większe niż u osoby nieaktywnej. Problem z odwodnieniem jest taki, że najczęściej kiedy już do niego dojdzie, samemu sobie nim rady nie damy – potrzebna jest pomoc lekarska. Dlatego regularne uzupełnianie płynów to podstawa. O tym natomiast, co pić na rowerze – dowiecie się z naszego artykułu "Pić albo nie pić".