Skip to main content

Rowerem po słowackiej Orawie – Orawski haj

Autor: Piotr Burda

Dwie godziny jazdy samochodem od aglomeracji górnośląskiej, kawałek za polsko słowacką granicą znajduje się Orawski haj, miejsce przypominające chwilami  Toskanię. Niech was nie zmyli nazwa. Nie chodzi tu o żaden narkotyczny stan uniesienia tylko o gaj, Orawski Gaj, tak brzmiałaby polska nazwa.

Najkrótsza trasa ze Śląska prowadzi przez Bielsko Żywiec Korbielów drogą 945, która po słowackiej stronie zamienia się w 78 i prowadzi przez Namestovo (Namiestów) i Trstenę (Trzciana) do Orawskiego Haju (Oravský Háj), ostatnie kilometry wymagają  uwagi, wąskie drogi po pagórkowatym terenie nie ułatwiają nawigacji. Gdy już dojedziecie, to na pewno zostaniecie zaskoczeni widokiem, który ukaże się waszym oczom. Orawski haj jest miejscem bardzo, bardzo nietypowym na turystycznej mapie Słowacji, to duży obszarowo kompleks składający się z głównego budynku mieszczącego recepcję, restauracje i bardzo dużą salę, w której odbywają się wesela i różne imprezy  i kilkunastu domków, bardzo malowniczo rozłożonych na terenie całego ośrodka.

Do tego mamy strefę wellness z zewnętrznym basenem, ujeżdżalnię koni, farmę i piwnice win, właściciel ośrodka jest jednocześnie właścicielem winnicy. Jedną z atrakcji dla dorosłych jest możliwość degustacji win z winnicy właściciela. Dla rowerzystów główną atrakcją są okoliczne trasy rowerowe. Dla nich tu przyjechałem. W Orawskim haju można wypożyczyć ebiki i rowery górskie, oferta jest całkiem przyzwoita, rowery w dobrym stanie, można oczywiście wypożyczyć również kask, do czego gorąco was zachęcam.

Zarezerwuj pobyt w Orawskim Haju

Podczas krótkiej wizyty miałem okazję  przejechać 35 kilometrową trasę „typu tam i z powrotem” do Miejscowości Podczerwone już po polskiej stronie granicy i wrócić do Oravskiego haju. Trasa jest bardzo  malownicza, przebiega głównie po śladzie nieczynnej trasy kolejowej. Z wyjątkiem kilkuset metrów dojazdówki z hotelu trasa prowadzi po asfalcie. Nie jest trudna technicznie i fizycznie, jest „dostępna” Każdego. Jeden mało męczący podjazd to jedyne utrudnienie na trasie. Trasa przejezdna dla rowerów gravelowych, MTB i szosowych.

Trasa, którą pokonałem, jest dobrze oznakowana, nie jest potrzebna nawigacja, tym bardziej że jedziemy tam i z powrotem trudno jest się na niej zgubić. Po drodze przepiękne  widoki na Pieniny, Tatry i kilka bardzo ciekawych miejsc do zobaczenia.  w kilku miejscach będziemy przejeżdżać po odnowionych wiaduktach kolejowych, z których zrobiono mostki rowerowe, bardzo fajne, bo z zadaszeniem.

Na mniej więcej 13/14 kilometrze trasa przekracza granicę słowacko polską, warto się w tym miejscu na granicy zatrzymać  i pozwiedzać okoliczne zarośla, w których ukryte są prawdziwe rodzynki na miłośników kolei.  Stare kolejowe słupy graniczne, które swoim kształtem wielkością odbiegają od tych współczesnych wyznaczający granice w terenie. Kolejnym miejscem wartym zatrzymania  to stara stacja kolejowa w Lisku, stacja powstała, gdy budowano tę linię w latach 90.XIX wieku. Trasa kolejowa, po której poprowadzona jest w tej chwili ścieżka rowerowa, była przed laty bardzo ważnym szlakiem komunikacyjnym, przewożono nim zarówno towary, jak i pasażerów.

Trasa śladem kolei po Orawie

Na trasie jest bardzo dużo miejsc, w których można zsiąść z siodełka i odpocząć. MOR-y  są bardzo zróżnicowane, od pojedynczej ławki po zadaszone miejsce ze stolikami mogące przyjąć kilka osób. Jeden z nich, tuż na początku mojego odcinka trasy mieści się przy małej kapliczce z drogą krzyżową. Na miejscu źródełko, miejsce na ognisko i spore zadaszenie, może być miejscem na postój w upalny dzień lub na przeczekanie deszczu.

Wycieczka rowerowa nie kończy dnia, przed nami jeszcze wiele atrakcji.  Zaraz po powrocie koniecznie należy skorzystać  z oferty wellness i popływać w zewnętrznym basenie. Po regeneracji mięśni pora zaopatrzyć je w dawkę energii. Zadba o to kucharz i cała restauracyjna ekipa. Wybór dań bardzo dobry, jakość i wygląd przednie.

Chwila relaksu po lunchu i pora na kolejną atrakcję, wizytę w ujeżdżalni koni gdzie w towarzystwie bardzo miłych instruktorów można  doskonalić, jeżeli ktoś już na koniu jeździł, bądź też zaznać pierwszej w życiu przejażdżki. Będąc tu z dziećmi,  szczególnie „dziećmi wielkomiejskimi” warto odwiedzić farmę i mieszkające w niej zwierzaki.

Kończymy fizyczne aktywności na dziś, co nie znaczy, że kończymy naszą przygodę z regionem. Mam dla was propozycję na spędzenie popołudnia w miejscu dość nietypowym jak na wakacje, szczególnie nietypowym dla dzieci, pewnie będą zszokowane, gdy powiedzcie im „pojedziemy teraz do szkoły”, no już widzę oczami wyobraźni zdziwienie i odpowiedź „nie chcemy do szkoły, są wakacje”. By poprawić humor dzieciakom, powiem tylko, że szkoła, którą odwiedzimy, jest szkołą rzemiosła. Odbywa się w niej nauką wyrobu ceramiki, uczniowie poznają cały proces, od wyboru odpowiedniej gliny, przez nadanie naczyniu właściwego kształtu po malowanie i wypalanie gotowych. Właściciel jest pasjonatem tego, co robi, potrafi bardzo ciekawie opowiadać nie tylko o swojej pracy, ma w zanadrzu wiele opowieści o regionie i jego historii.

Jak dojechać do szkoły ceramiki Pana Lubomira Holmy

Po powrocie do hotelu mam dla was jeszcze jeden punkt programu. Tym razem dla dorosłych: degustacja win. Wcześniej już wspominałem, że właściciel hotelu ma winnice. Win z jego winnic można skosztować  w piwnicy tokajskiej, lub gdy liczna grupa w dużej Sali nad restauracją. Przed podaniem każdego z win, mistrz ceremonii opowiada o nim. Z opowieści można się dowiedzieć, na jakiej zasadzie dzielimy wina na wytrawne, pól słodkie i słodkie. Jak uzyskuje się odpowiednia ilość cukru w winie i wiele innych ciekawostek o trunku, który właśnie został przez kelnera wlany do kieliszków.

Wspominałem, że nietypowej jak na hotel zabudowie, małe domki z pokojami, farma, konie, oddzielny budynek recepcji. Pora zdradzić wam historię miejsca. Wielu się już domyśliło, co było tu wcześniej. Tak, nie jesteście w błędzie. Orawski haj Powstał na miejscu wybudowanego w Czechosłowacji dużego państwowego gospodarstwa rolnego – polskiego odpowiednika PGR, który został wykupiony później przez obecnego właściciela i dostosowany do roli, jaką pełni w tej chwili, całorocznego ośrodka wypoczynkowego. Całorocznego, bo warto tu również przyjechać zimą, ośrodek dysponuje własnym wyciągiem narciarskim.

Spędziłem w Orawskim haju bardzo miły czas, z chęcią wrócę na przedłużony weekend. Do czego was również zachęcam


Autor

Piotr Burda

redaktor naczelny