Skip to main content

Trzy strony Mozeli – rowerem z Schengen

Autor: Krzysztof Kowalski
Rowerem po Schengen / fot. K. Kowalski
Rowerem po Schengen / fot. K. Kowalski

Nazwa „Schengen” zadomowiła się w powszechnym języku jako abstrakcyjny termin określający możliwość swobodnego przekraczania granic wielu europejskich państw. Jednak Schengen to realnie istniejące miasteczko w Luksemburgu, wciśnięte w trójstyk granic między Niemcami, Francją i Księstwem Luksemburg.

Na początek trochę historii. Rzecz działa się 14 czerwca 1985 r., kiedy to na pokładzie MS Princesse Marie-Astrid, na rzece Mozeli, przedstawiciele Luksemburga, Belgii, Holandii, Francji i Niemiec podpisali Układ z Schengen. Pozwolił on na stworzenie obszaru swobodnego przekraczania granic, do którego należy obecnie 29 państw.

W Schengen jest małe Muzeum Europy i wypożyczalnia rowerów, nazwana „Ponton”. I faktycznie budynek wypożyczalni, połączony z informację turystyczną i sklepem z pamiątkami, jest „zacumowany” w nurcie rzeki Mozeli. Jego betonowa bryła, z dużą dozą wyobraźni, może faktycznie przypominać ponton. Tam możemy pożyczyć rower tradycyjny, typu „miejskiego” (12EUR) lub rower elektryczny (19EUR). Ceny dotyczą najmu na 24 godziny z możliwością oddania w innych punktach sieci RentaBike. Podpisujemy dokument użyczenia legitymując się naszym dowodem tożsamości.

Warto nadmienić, że kupując dzienną – są też wersje wielodniowe – LuxembourgCard możemy rower tradycyjny pożyczyć bezpłatnie na dobę. Taka jednodniowa karta, umożliwiająca korzystanie z 88 atrakcji Księstwa, kosztuje 14EUR. Na liście LuxembourgCard ( https://www.visitluxembourg.com/plan-your-stay/luxembourgcard ) podane jest 11 lokalizacji wypożyczalni RentaBike.

Schengen leży nad wolno płynącą Mozelą, która – w dużym fragmencie - stanowi naturalną granicę między państwami. Krótka wycieczka rowerowa, która będzie trwała niecałą godzinę pozwoli na spojrzenie na Mozelę z trzech stron; luksemburskiej, niemieckiej i francuskiej. To bardzo malownicze tereny, pełne zieleni i fragmentami dość mocno pofałdowane. Region słynie z produkcji wina. Tak zróżnicowana trasa ma długość 12km.

Do dyspozycji otrzymuje się rower marki „Victoria”. Firma pisze o sobie, że do produkcji wykorzystuje komponenty z wyższej półki i w szczególny sposób skupia się na poprawności geometrii jednośladu. Trzeba przyznać, że użyczany rower jest bardzo dobrze wyposażony. Ma błotniki osłaniające oba koła, kosz, lampki z przodu i z tyłu, elementy odblaskowe, dzwonek i uchwyt na bidon. Dodatkowo otrzymamy łańcuch przeciw kradzieżowy (w zestawie nie ma kasku).

Podczas jazdy zauważymy jak trudno uchwycić moment, kiedy opuszczamy dany kraj. Próżno szukać znaków, które dokładnie wskazywałyby granicę między państwami. Zwykle o tym w jakim państwie jesteśmy dowiadujemy się po zwiększonej liczbie tablic rejestracyjnych jednego z nich bądź po kolorze znaków drogowych. Językowa identyfikacja nie jest prosta, bo Luksemburg jest krajem kilkujęzycznym; luksemburski przypomina niemiecki, a francuski jest powszechnie stosowany.

Trasa wzdłuż Mozeli mija urocze winnice, rezydencje winiarzy i ciekawe miasteczka. Na pewnym fragmencie oddala się od rzeki, by po chwili wrócić, by być tuż przy niej. Rowerzyści korzystają z przepustu pod linią kolejową.

Oznakowanie trasy jest bardzo dobre, kultura na drodze wysoka więc nawet dzielenie drogi z autami nie powoduje dodatkowego stresu.

Warto skorzystać z możliwości odbycia nawet krótkiej wycieczki przez trzy kraje, będąc w Luksemburgu. Od tego momentu „Schengen” nie będzie wyłącznie abstrakcyjnym pojęciem określającym swobodę podróżowania, ale także łączyć się będzie z konkretnymi wspomnieniami z wyprawy na dwóch kółkach.

Tekst i zdjęcia otrzymaliśmy od Krzysztofa Kowalskiego, autora bloga https://justkowalski.pl


Autor

Krzysztof Kowalski

dziennikarz